Na razie „idziemy z planem”. Co prawda plan nie był zbyt napięty, ale to jednak plan. W każdym razie miało się dzisiaj odbyć wytyczenie budynku i … odbyło się. Koledzy geodeci zrobili mi to wytyczenie „za uścisk dłoni”. Fakt, że resztę dnia odrobiłem z nimi w terenie, ale przecież moja robota nie była tyle warta, co ta usługa. Tak czy inaczej parę złotych zostało w kieszeni, a i ja się trochę „przewietrzyłem” (no powiedzmy, że przewietrzyłem – 42 kamienie były do zakopania na dwóch operatorów szpadla!).
Cały czas trwają jeszcze negocjacje z murarzami. Mamy trzy ekipy. Jeden to typowy majster (czyt. pijaczyna), ale za to tani i jednak muruje od wielu, wielu lat z dość dobrym skutkiem; drugi to dużo solidniejsza firma, ale już droższy (ostatecznej ceny jeszcze nie znamy, poda jutro) i trzeci – to prawdziwy wirtuoz – ale też najwyżej się ceni. Jesteśmy właśnie po trzeciej z nim rozmowie i z 55 tys. robocizny za stan surowy zrobiło się 50 tys. (ale z całym dachem, kominami, posadzkami i dekarką). Te dwie ostatnie ekipy mogą zacząć prawie od zaraz i między nimi tak naprawdę tylko się zastanawiamy. Chodzi o czas, bo czas to pieniądz i chcemy wykorzystać ten moment w roku, kiedy materiały są najtańsze albo inaczej może … nie najdroższe. Do lutego, marca mielibyśmy i inne ekipy może, ale materiał już wtedy pójdzie. W PLN wyjdzie to samo i tylko na czasie stracimy. Ja mi się uda to wkleję poniżej kilka fotek z tego wytyczania.